wtorek, 24 grudnia 2013

#1. Boże Narodzenia z kuzynami!

Cześć! Zapraszam do przeczytania pierwszej części bożonarodzeniowego odcinka specjalnego! Tradycje będą zaczerpnięte z Polski. Mam nadzieję, że się podoba. To mój prezent pod choinkę, dla was ;) Zapraszam!
 ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ ^^ 



- Ale nas wkopałeś! - powiedział Nathan
- Oj, nie będzie aż tak źle... - odpowiedział Axel
Mark tylko stal i wpatrywał sie  biały śnieg. Cala trojka stała przed domem cioci Axela. Mieli sie zająć dwójką dzieci - Sindy i Eliot Blaze. A jak to sie stało? Wszystko po kolei...
******
Dom Axela. Wieczór. Dwa dni wcześniej listonosz przyniósł rachunek za telefon. Cala wina spada na Axela, bo on potrafi przez bite 3 godziny wisząc na telefonie rozmawiając z Keytlin. Miał dwie opcje:
a) tata konfiskuje mu telefon, a wszystkie inne są obserwowane
b) ograniczy swoje rozmowy do 30 minut tygodniowo + jego telefon daje mu TYLKO ojciec
Chłopak wybrał oczywiście opcje b). Wróćmy jednak do dwóch dni później...

Julia poprosiła brata, by z nią posiedział przy choince.
- Przyjdę za... 20 minut - odpowiedział
Dziewczynka pobiega do salonu, gdzie stała przepiękna, zielona choinka, na której wisiały czerwone i złote bombki, dyndały białe gliniane aniołki, którym fragment gliny służył na zasłonięcie 'tego i owego'. Łańcuchy magicznie oplatały drzewko, sprawiając tym wrażenie, ze choinka zaraz odleci. Nie zabrakło jednego z ważniejszych elementów 'ubioru' drzewka bożonarodzeniowego - lampek! Kolorowe światło oświetlało duże pomieszczenie, zwykle zwane 'salonem'. Jeszcze na czubku drzewka, pojawiła się plastikowa złota gwiazda.
Axel rozejrzał sie po domu. Matka pojechała do sklepu po ozdoby zewnętrzne, które bodajże on będzie musiał rozstawiać. Ojciec za to siedział w swym gabinecie, czytając kolejną z tych dziwnych 'medycznych' książek albo, pożytecznie pisząc, podpisując i dopisując zdania do swoich 'medycznych' książek.
Chłopak cicho przemknął do kuchni.
- Telefon stacjonarny... zbyt ryzykownie... Gdzie tata mógł schować mi telefon? - zastanawiał się.
Nagle usłyszał znajomy dźwięk.
- SMS! - przystanął
Sięgnął po telefon stacjonarny. Wykręcił swój numer i czekał. W końcu odezwał się dzwonek jego komórki... ale, z lodówki?! Chłopak powoli otworzy lodówkę. Tak. Telefon leżał za waniliowym tortem którego Axel nie miał prawa dotykać, pod groźbą zakończenia kariery piłkarza. Spodziewa się wszystkiego, ale lodówki nigdy by nie podejrzewał o miejsce pobytu jego komórki. Ostrożnie wyciągnął przedmiot do rozmów i pognał do łazienki. Zaczął rozmawiać z Keyt.

****
- Julio, nie wiesz gdzie jest Axel? - zapytał ojciec
- Chyba w łazience...
Mężczyzna zapuka cicho do drzwi owego pomieszczenia.
- Axel, dzwoni... (1)
- Wiem, wiem... Przecież ją znam... - w odpowiedzi usłyszał głos Axela
- aha... się pyta... (2)
- Co?
- Się pyta czy nie miałbyś chwili czasu i... (3)
- Ja zawsze!
- Cieszę się. Ale nie wiesz, co robić... (4)
- Tak juz jest...
- Niestety... Zaopiekujesz się jej dziećmi... (5)
- O! One są takie fajne!
- He he... Przez noc przed wigilią...  (6)
- Już się nie mogę doczekać!
- Czyli się zgadzasz? (7)
- No co ty! Jasne, ze tak!
Blaze nic nie słyszał. Rozmowa telefoniczna z Keyt brzmiała tak:
- Fog nie powinna tak ostro reagowała na zaloty chłopaków!
(1)
- Wiem, wiem! Przecież ją znam!
- Ty masz mnóstwo fanek, no a ja... (zasmucenie Keytlin)
(2)
- Co?
- Kochasz mnie?
(3)
- Ja zawsze!
- *śmiech* Chyba Fog sobie nigdy nie znajdzie chłopaka...
(4)
- Tak juz jest...
- Widziałam twoją mamę w sklepie. Kupowała lampki ogrodowe zmieniające kolory *śmiech*
(5)
- O! One są takie fajne!
- Wiem. Pamiętasz nasz wypad na łyżwy?
(6)
- Juz sie nie mogę doczekać!
- Ja tez! A, nauczysz mnie jeździć na łyżwach?
(7)
- No co ty! Jasne, ze tak!
- Muszę kończyć, pa!
Tak to mniej-więcej wyglądało. Axel wyszedł z łazienki. Mama wróciła, i zaczęła robi kolacje. Po niecałej godzinie, do wszystkich pokoi w domu doszły wspaniale zapachy pieczonej ryby. Cala rodzina Blaze'ow wpadła prawie jednoczenie do kuchni. Na stole czekała juz pięknie podana rybka, w chrupiącej panierce, polana sokiem z cytryny. Śtućce były rozstawione równiutko. Obok talerza stała szklanka z malinowym kompotem.
- Synu, bardzo milo z twojej strony,  ze sie zgodziłeś! - powiedział nagle ojciec
- Ee... Ale na co? - spytał niepewnie Axel odstawiając szklankę.
- Juz nie pamiętasz? W noc przed Wigilią opiekujesz sie dziećmi cioci Mary.
- Co? – zdziwił się chłopak
- Tak. Mówiłem do ciebie, a ty byłeś w łazience...
- Aha! Tak, tak! - skłamał - Ale...
- Ale co? - zapytała jego mama
- Wtedy mamy trening... i zostajemy u Marka na noc...
- Nie martw się o to...
Reszta kolacji minęła im spokojnie. Rodzice Axela o czymś rozmawiali, ale ten nie przejmował sie tym. Po kąpieli, poszedł do łóżka.
****
Następnego dnia, rankiem pruszył spokojny śnieg. Axel i Julia jeszcze spali. Nikomu nie chciało sie wstawać. Na dworze pojawił się Nathan uprawiający poranny jogging, by nie wypaść z formy. Raimon treningi miał ograniczone, i każdy zawodnik musiał dbać o swoją kondycje.
- AAAXEEELL!
Krzyk mamy obudziło Axela. Szybko zbiegł po schodach potrącając przy tym jakieś papiery. Wpadł do salonu jak burza.
- Axel, pamiętasz, wczoraj mówiłeś nam, ze przed Wigilią masz trening. Spokojnie. Mama Marka i Nathana zgodziły sie by oni tam poszli z tobą. Wiem, e nie tak łatwo okiełznać te dwa potworki - powiedziała Kristy (mama Axela)
- Aha...
- Ubierz sie ciepło, będziesz wywiesza ozdoby świąteczne - dodał Colin (tata Axela)
Chłopak szybko się przebrał, wziął ozdoby i wyszedł na dwór. Odśnieżył podjazd, na choinki przyczepił świecące bombki, a na ganku powiesił lampki i postawił dwie żywe choinki, które ustrajała Julia, i które przez to ważyła dwa razy więcej. Zastanawiał się jak ma się wytłumaczyć?
******
Wróćmy do teraźniejszości. W drzwiach stanęła ciocia Axela. Bardzo uprzejmie zaprosiła chłopców do środka. Hol był spory - można by zmieścić tam całą 11 Raimona. Dalej, zawodnicy szli długim korytarzem, zaglądając do obszernej kuchni i  olbrzymiego salonu.  A tam schody. Ogromne schody wiodące na drugie piętro. Drewniane. Gdyby na te schody spojrzeć z sufitu, miałyby kształt klepsydry o dość szerokim środku. Podłoga na pierwszym piętrze była lśniąca, a na środku majestatycznego pomieszczenia stała duża choinka. Na niej przeważał kolor srebrny, zloty i niebieski. Zawodnikom opadły szczęki.
- Gdybyście nie mogli uspokoić dzieci po prawej jest telewizor. Na dwór Sindy ma nie wychodzić bez czapki. A Eliot niech nie je za dużo słodyczy przed snem. Jakby cos sie działo, Axel, jestem pod telefonem - powiedziała Mary i poszła się szykować.
Po prawej stronie salonu umieszczone były drewniane drzwi. Ogólnie cały dom był jak drewniany dwór za czasów szlachty. Drewno, panele i jeszcze więcej. Za 'przejściem do raju' jak to nazywa Mary, był duży telewizor, kanapa fotele w odcieniach klasycznego brązu. Cały dom był przepiękny. Jeszcze ogród - był pięknie ośnieżony, lampki, lampiony i bombki wisiały na drzewkach.
'Skoro w ogrodzie jest tak pięknie w zimie, co dopiero jest latem?' - pomyślał Nathan wyglądając przez szklane drzwi.
- Niech dzieci nie schodzą do piwnicy. Zostawiłam kartkę na lodówce. Pa!
Mary i jej męża nie było. Tylko pytanie, gdzie dzieci? Nagle przez wszystkie pokoje przeszedł dźwięk tłuczonego szkła. Chłopcy jak na rozkaz wbiegli jednocześnie do salonu rozglądając się. Ich oczom ukazał się widok dwójki małych dzieci patrzących 'jak zbity pies'. Pod ich nogami leżał wazon (w kawałkach).
- Cześć – zaczął Axel
- Hej Axel! - dzieci równocześnie pomachały
- Pojdę po szczotkę... - mruknął Mark
- W holu po lewej stronie, jasne drzwi - pokierowała Sindy
Po kilku minutach Evans pozbył sie zabitej ozdoby domowej. Czwórka usiadła na kanapie.
- Gdzie Eliot? - zapytał nagle Axel
- Jest w ogrodzie - słodkim głosem odpowiedziała dziewczynka - wziął zapalki i frajer-werki.
- Nathan lec do ogrodu! Ja skoczę po gaśnicę! A Mark pilnuj Sindy!
Swift w samej bluzie wybiegł na zewnątrz i zaczął przeszukiwać śnieg. Biegał dookoła ogrodu.
- Tu jestem! - zawołał chłopczyk z balkonu drugiego piętra i zaczął rzucać w Nathana śnieżkami.
Nath nie uniknął  kilku śnieżek. Wbiegł do pomieszczenia potykając się o wycieraczkę. Upadł i ślizgał się przez korytarz i salon. Mark i dziewczynka powiedli wzrokiem za niebiesko-włosym, który ślizgiem na brzuchu przemierzał pomieszczenie w którym się znajdowali. Sindy wybuchła śmiechem, podobnie jak Mark. W tym momencie wpadł Axel z niedużą gaśnicą. Zdziwił się widząc przyjaciela śmiejącego sie do rozpuku i głośne uderzenie o drzwi.
 Eliot skrył się za kuzynem z trąbką, i głośno w nią dmuchnął. Blaze przypadkowo nacisnął spust gaśnicy. Biała piana zostawiła ślady na podłodze.
- No nie... – westchnáł
- Ty popilnuj dzieci, a ja pójdę po mop i 3 wiadra... – powiedział Mark – Przy okazji zbiorę Nathana z drzwi...
Gdy Axel gromił spojrzeniem kuzynów, Evans dumnym krokiem wszedł do pomieszczenia z obiecanymi przedmiotami i ciągnąc za sobą Swifta.
- Dzięki...
Wszyscy posprzątali bałagan zrobiony przed kilkoma minutami. Sindy i Eliot potem zaczęli oglądać telewizor, a Axel i Nathan ich pilnowali. Mark całkowicie pochłonięty oglądaniem majestatycznej choinki, nie usłyszał dzwonka do drzwi. Usiadł po turecku przed drzewkiem. Nagle usłyszał pukanie, dochodzące od strony kuchni. Podniósł się, i pokierował do kuchni. To pomieszczenie też było nie małe. Okno nadawało dziwnego uroku tej części domu. Powoli podszedł do owego okna. Ominął stół z miską owoców stojącej na środku. Teraz, przed okno wyskoczył mężczyzna. Bramkarz odskoczył potrącając dwa krzesła i ciągnąc za obrus, spadla na niego miska z owocami.
- Co się stało? – wszedł Nathan, jednak po chwili roześmiał się.
- To wina tego faceta za oknem! – Evans zdjął miskę z głowy
- Za oknem? Ale nie ma tu nikogo! Nawet śladów po butach nie ma.
- Ale widziałem… - szepnął Mark do siebie ciągle leżąc na podłodze
W tym momencie chłopcy usłyszeli stłumione okrzyki. Zerwali się natychmiast. Zorientowali się, że potwory zagoniły Axela do piwnicy. Niewiele myśląc tam pobiegli.
 Na dole schodów, ukryli się kuzyni Blaze’a. Pierwszy biegł Nathan.
- Teraz! – szepnął Eliot
- Uważaj! – krzyknął Mark
Jednak było za późno. Niebiesko-włosy przekoziołkował przez piwnicę i wylądował na ścianie obok pieca.
- Co się dzieję? – na górze stanął Axel
Rodzeństwo raźnie wybiegło po schodach do salonu, a chłopcy, z ledwością weszli na parter.
- Odbiorę – powiedział Axel słysząc dzwonek telefonu
Po chwili wrócił z miną ucznia, niespodziewanie wyciągniętego do odpowiedzi.
- Ciocia, wróci po świętach… - ciągnął słowa, jakby to miało mieć wpływ na koniec piłki nożnej
- Czyli musicie spędzić z nami Wigilię! – jednocześnie powiedzieli kuzyni
- Również, będziemy musieli ugotować potrawy – dodał Axel i zaraz szeptem do chłopaków – i prezenty…
- Nie chcę was martwić, ale Wigilia jest dzisiaj – bąknął Eliot
- Zabierzmy się do pracy… - rzekł Nathan
- A wy macie być grzeczni! – Axel wymierzył palcem w czoło kuzyna
- Bo co?
- Bo... Bo nie przyjdzie do was Mikołaj! – wypalił Mark
Dzieci momentalnie skamieniały. Przyniosły z pokoju puzzle, gry i rozłożyły się w salonie. Siedziały cicho jak myszki.
Chłopcy zajęli się gotowaniem, czyli zadzwonili po Keytlin, Fog, Florę i Nelly. W piecu rumienił się sernik i bananowiec, a szarlotka była w trakcie przygotowań. Mark, Nathan i Axel przygotowywali pierniczki. Gdy szarlotka powędrowała do pieca razem z ciasteczkami, w progu kuchni stanęło kuzynostwo.
- A co tak ładnie pachnie? – zapytała Sindy
- Sernik – odpowiedziała Keytlin
- Z rodzynkami? – dopytywał się Eliot
- Bez rodzynek.
Rodzeństwo przybiło piątkę i pobiegło bawić się dalej. Pokrojone ciasta i ciasteczka umieszczane były na piętrowych talerzach (WTF???). Następną czynnością było smażenie ryb i gotowaniu barszczu czerwonego z uszkami (Och!)
- Musimy się pośpieszyć – stwierdziła Nelly
- No to do roboty! – ochoczo zakrzyknęła Foghendy – Niech ktoś nakryje do stołu!
- A gdzie jest stół? – przystanęła Flora z obrusem w rękach.
Dziewczyna została zaprowadzona do jadalni przez Nathana.
- Ten dom jest ogromny!
Po tym, jak stół został nakryty białym lśniącym obrusem, para zorientowała się, ze nie ma krzeseł. Jednak zajęli się noszeniem talerzy itd. Gdy zostały wniesione potrawy, ku zdziwieniu wszystkim, krzesła stały przy stole.
- Hej, macie opłatek? – zapytała Keytlin sięgając po kurtkę
- A może zostalibyście na Wigilię? – Axel zastąpił jej drogę
- No, przekonałeś mnie! – zaśmiały się dziewczyny
Kuzyni przybiegli do całej ekipy. Axel, oficjalnie został poproszony, by wszyscy wyszli do ogrodu, pograć przed kolacją. Mimo zdziwienia, chłopak się zgodził.
Ogród był mizernie odśnieżony, ale był. Dwie bramki były rozstawione, a na środku czekała piłka do nogi. Dziewczyny na chłopcy. Foghendy była sędzią. Gra rozkręcała się coraz bardziej. Nastał zmrok
- Nie mamy opłatka! – wrzasnął Axel
- Mama schowała go w kuchni – powiedziała Sindy
- Hej! Jest pierwsza gwiazda! – Nelly wskazała na niebo
- Zapraszamy na Wigilię!
Gdy każdy zajął swoje miejsce, Axel, wkroczył do jadalni niosąc opłatki. Flora podłożyła siano pod obrus, a Mark dostawił jedno wolne krzesło.
- Po co to? – zapytał Eliot
- To jest taka tradycja – odpowiedziała Keyt – Gdy Jezus miał przyjść na świat, Maria razem z Józefem…
- Na osiołku! – wtrącił Axel
- Na osiołku przybyli do miasta Betlejem. – kontynuowała dziewczyna – Odwiedzili każdą gospodę i każdy dom, ale nikt nie chciał ich przyjąć. Podobno ktoś powiedział Józefowi o stajence. Tam się udali i tam właśnie na świat przyszedł Jezus.
- To okropne, że nikt ich nie chciał przyjąć! – oburzyła się Sindy
- W Wigilię, zostawia się jedno wolne miejsca, na wypadek przybysza, który odwiedził ten dom.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Maria i Józef?! – zdziwił się Eliot
Każdy się zaśmiał. Mark poszedł otworzyć. Za drzwiami stał mężczyzna. Od niego chwilowo biło światło. Miał siwą brodę, nosił ciemne okulary i czerwoną czapkę. Ubrany był w zieloną kurtkę i szare dżinsy.
- Mark!
Obok chłopaka stanęła Nelly.
- Kto to był? – zapytała
- Nie wiem… - odpowiedział całkowicie ogłupiały Mark
Dziewczyna złapała chłopaka za rękę i pociągnęła do jadalni.
Nadszedł czas łamania się opłatkiem.
- Życzę ci zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i wszystkiego co najlepsze!
- Zdrowia, szczęścia, pomyślności, dużo prezentów, spełnienia marzeń i czego sobie zażyczysz !
- Szczęścia, zdrowia, dużo pieniędzy, długiego życia i spełnienia marzeń!
I wiele, wiele innych życzeń. Gdy wszyscy złożyli sobie życzenia, zasiedli do kolacji. Przy stole śmiali się i rozmawiali.
- To najlepsza Wigilia w życiu! – stwierdzili kuzyni w myślach




Zapowiedź!

Mmmm! Pyszne ciasta! Równo upieczone! Idealne! Po Wigilii, czas iść spać, a następnego dnia, rano, Mikołaj zostawi prezenty pod choinką! Kim był ten człowiek, którego widział Mark? Jeszcze więcej dowiecie się czytając następną część bożonarodzeniowego odcinka specjalnego! Wesołych Świąt!

sobota, 21 grudnia 2013

Wesołych Świąt Czytelnicy! :*

gify bożonarodzeniowe


gify bożonarodzeniowe               Merry Christmas           gify bożonarodzeniowe
Christmas Merry,
były sobie renifery,
wpadły w bardzo ciemny kąt,
życząc wam Wesołych Świąt!
gify bożonarodzeniowe
gify bożonarodzeniowe
Wesołych kochani Czytelnicy! :* Obiecałam wam rozdział specjalny w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Nie wiem, czy zdąże napisać przed tym dniem jeszcze jeden zwyczajny rozdział, wiecie, problemy z czasem. Każdy kto ma kontakt z końmi rozumie. Składam życzenia i przesyłam całusy! :*
gify bożonarodzeniowe

Idzie zima, idą święta
każdy człowiek to pamięta.
Więc życzę wam radości, zdrowia, szczęścia, pomyślności.
Dużo jadła, dużo picia oraz długie lata życia!
gify bożonarodzeniowe
 Życzy Starunna :*


niedziela, 1 grudnia 2013

40. Morski mecz!

- Zawodnicy wychodzą na boisko! Na czele Raimon, tradycyjnie Mark Evans! A kapitanem Posejdona jest Tsunami Jousuke! Następuję podanie sobie dłoni obu drużyn!
****
- Posłuchajcie chłopcy! – zaczął trener – Gra przeciwników może was zaskoczyć, ale mam nadzieję, że dacie sobie rade! Będę was wspierał, tak bardzo jak będę umiał. Gotowi? No, to jazda na boisko!
Pobiegli. Każdy ustawił się na swojej pozycji. Gwizdek sędziego, zaczynają goście. Piłka powędrowała prosto pod nogi Tsunami’ego. Ten, wymieniał podania z Rain’em Mołloszow’em.
- Proszę państwa! Mołloszlow strzela, Mark na sto procent to obroni! – Chester umilkł – Druga minuta meczu. Wynik 0:1 dla Posejdona!
Drużyna Raimona przyglądała się swojemu kapitanowi. Jak on mógł wpuścić taką „szmatę”?!
- Mark! Skup się! – krzyknął trener
Chłopak ocknął się. Podał piłkę Nathanowi, który podał do Jacka, a ten do Axela. Kevin odbiera podanie chłopaka i stara się ominąć obrońców, jednak daremnie.
- Przy piłce znów Tsunami! Ten zawodnik zaskakuje swoją szybkością, jednak, na drodze stanął mu Nathan, i podaje do Todd’a! Jednak Jorgin Sea zabiera piłkę i podaje do Rain’a! Zbliżają się do bramki Raimona…
„Co się wtedy stało? Ja… Ja, nie wiem co powiedzieć, ani myśleć… Jak? To stało się… Ach! Nie mam zielonego pojęcia co się… Auć!”
Rozmyślenia Marka przerwała piłka. Nic innego. Uderzyła go prosto w twarz.
- GOL! 0:2 dla Posejdona!
- Mark! Co się dzieję? Obudź się! – krzyknął ktoś z trybun
Chłopak otrząsnął się. Wyrzucił piłkę do Jima. Axel wciąż patrzył na kapitana, który od początku meczu dziwnie się zachowywał. Przez to, sędzia odgwizdał zagranie ręką przez Blaze’a. Mawashi Kunsh wykonuje rzut wolny.
- Kush ma wykonać wolnego z połowy boiska. Czy pokona Marka z takiej odległości?
No i kopnął. Evans oparł się o lewy słupek ramieniem. Futbolówka odbiła się od prawego i trefiła bramkarza w twarz, jednak…
- Nie ma gola! – zakrzyknął Chester – Cud się stał! Aut dla Posejdona! Wykonuje Tsunami. Powiem kilka słów o tym zawodniku, ma 19 lat i mała ciekawostka, piłką nożną zainteresował się bardzo przypadkowo, gdy piłka złamała mu rękę.
Wśród kibiców słychać było pomruki. Czy zadowolenia, czy zdziwienia czy cego tam innego, zostawmy naukowcom :)
- Coś niedobrego dzieje się z Markiem… - powiedział trener
- Właściwie, to gdzie Nelly? – zapytała nagle Flora
Menedżerki rozejrzały się dookoła. W tym momencie, bramkarz Raimona skierował swój wzrok na ławkę rezerwowych. To go jeszcze przygnębiło.
- MAARK!
Axel odbił piłkę znów na aut. Gdyby nie on, było by 0:3
- Przepraszam! – wypalił kapitan – Nie mogę się skupić!
- Postawimy przy tobie kogoś by cię budził – odpowiedział Blaze
I w cale nie żartował. Stał przy nim Timmy i Todd. Znów aut. Przejmuje Nathan, podaje do Ericka, ten do Kevina. Dragonfly kopie znów do Ericka.
- Eagle i Blaze biegną w stronę bramki przeciwnika!
Pierwszy, wyskoczył robiąc coś na „jaskółkę” dość wysoko w powietrzu, zrobił salto w przód i podał do drugiego. Ten wykonał Ogniste tornado.
- Orzeł…
-…ognia!
Ptak poszybował do góry i zaczął „spadać” na boisko.
- Proszę kibiców! Nowa technika Raimona przełamuje obronę bramkarza Posejdona! 1:2!
Gwizdek sędziego. Koniec pierwszej połowy. Zawodnicy obu drużyn udali się do swoich trenerów.
- Chłopcy, przegrywacie dwoma punktami. Musimy się zrehabilitować. A co do ciebie… Mark…
- Przepraszam. Nie wiem co się dzieję…
- Skup się. Nie myśl o niczym, tylko o piłce – powiedziała Silvia
Powrót na boisko. Zaczynają gospodarze. Szybko piłka powędrowała do przeciwników. Raimon zaczął grać desperacko. Już po pięciu minutach Kevin dostał żółtą kartkę za faul. Gra jest wznowiona. Piłka na stronie Raimona. Jude jednak odzyskuje i podaje do Nathana, zaskakując tym wszystkich zawodników. Chłopak, bowiem stał za przeciwnikami prawie w polu karnym, a Sharp na połowie. Swift, lekko zdziwiony zachowaniem kolegi, ominął przeciwników bez problemu i podał do Axela.
- Biegnij dalej! – krzyknął napastnik
Ponownie obrońca się zdziwił, lecz biegł dalej. Po chwili zrozumiał, że Axelowi chodzi o technikę.
- Ognisty…
-…kogut!
- GOOOL! 2:2! Remis!
Dalsza gra, była zacięta, zawodnicy obu drużyn oddawali strzały na bramkę lecz wynik się nie zmieniał. Gwizdek sędziego, który stwierdził, że nie ma sensu robić dogrywki, tylko od razu rzuty karne.
****
- Cześć dziewczyny – do szatni weszła Nelly
- Gdzie byłaś gdy ciebie nie było? – wydarła się Keytlin
- Nie ważne… Jaki wynik?
- 2:2. Rzuty karne. Tylko Mark jest strasznie rozkojarzony. Nie wiesz czemu? – zapytała się Flora
- Nie. Nie wiem. Poczekajcie…
Wybiegła z szatni. Mark już ustawiał się na bramce, a na boisko wbiegła Nelly, podbiegła do niego i strzeliła mu z liścia.
- Za co?!
- A za nic. Taki dopalacz, żebyś lepiej bronił – mrugnęła do niego, by ten tylko zauważył
- Dzięki – odpowiedział jej uśmiechem.
****
- Proszę państwa! Mark Evans wspaniale broni bramki! To znaczy zwycięstwo Raimona 8:6!
Bramkarz rozejrzał się po stadionie. Podszedł do niego Tsunami.
- Jesteście świetną drużyną – powiedział
- Dziękuję. Wy też jesteście wspaniali.
****
Raimon wrócił do szkoły. Nie obyło się bez całowania ;) Zawodnicy rozeszli się do domów. Nathan złapał po drodze Florę. Ta od razu go przytuliła.
- Świetny mecz. Jak zwykle.
- Pewnie się jutro dowiemy, z kim będziemy grać następnie. Chodź, bo zaczyna robić się zimno…
Cóż, nadchodziła zima. Młodsze rodzeństwo zawodników Raimona już nie mogło doczekać się ubierania choinki, pysznej kolacji i, co najważniejsze, prezentów!
****
Następnego dnia, była szkoła. Pierwszą lekcją zawodników był Japoński. Po dzwonku, uczniowie usiedli w ławkach i rozmawiali. Nauczyciel zazwyczaj spóźniał się dobre pięć minut. Jednak dziś, wyjątkowo przyszedł o dwie minuty wcześniej.
- Witajcie uczniowie! – zaczął wesoły – Przedstawiam wam dwie nowe uczennice! Wejdźcie i powiedzcie nam coś o sobie!
Do klasy weszły dwie dziewczyny. Jedna miała długie blond loki, a druga, różowe proste długie włosy.
- Jestem Tailor, ale macie na mnie mówić Tay – powiedziała posiadaczka różowych włosów – Tyle…
- Jeju… - szepnął Jack do Timmy’ego – Jakaś mroczna… Muszę siusiu…
- Ja jestem Runa. Pochodzę z Francji, jednak kocham Japonie jak Ojczyznę!
- Dobrze, zajmijcie miejsca. Tailor…
- Tay… - poprawiła dziewczyna
- …Usiądź z panem… - kontynuował nauczyciel rozglądając się po klasie – z panną Trokly
Foghendy spojrzała dziwnym wzrokiem na nauczyciela i na nowe uczennice.
- A panna Runa, usiądzie z panem Evansem – uśmiechnął się nauczyciel
Reszta lekcji minęła tradycyjnie, czyli nudno. W końcu zadzwonił dzwonek. Dwie nowe uczennice wyszły na korytarz.
- Cześć! Jestem Mark Evans, kapitan i bramkarz drużyny Raimona – powiedział Evans
- Miło mi! – odpowiedziała Runa – Och, to ty jesteś kapitanem Raimona? Ja i Tay uwielbiamy wasz zespół!
Dziewczyna zwróciła się do swojej mrocznej towarzyszki. Ta tylko przytknęła.
- Możemy zobaczyć wasz trening?
- Jasne. Po szkole na szkolnym boisku.
****
Popołudniem, gdy słońce prawie chowało się za horyzontem, odbywał się trening Raimona. Dwie nowe uczennice i zarazem strasznie różne, przyszły i zajęły miejsca na ławce. Patrzyły jak trenują chłopcy.
- Ale fajne uczucie! – pisnęła Runa
Nagle na boisko weszła Nelly. Tailor poderwała się z miejsca i podskoczyła do dziewczyny.
- Cześć! Jestem Tailor! Ja i moja przyjaciółka, Runa, chciałybyśmy być razem z wami menedżerkami zespołu!
Tay pierwszy raz od kilku godzin się odezwała. I użyła swojego pełnego imienia. Twarze zawodników wyczekująco zwróciły się w stronę Nelly i dziewczyny…

Zapowiedź!
Kolejny mecz zbliża się wielkimi krokami! Podobnie jak zima! Trzeba zacząć przygotowania do kolejnego spotkania. Trener nie zjawia się na treningi, a te nowe dziewczyny wprowadzają swój plan treningowy, który okazuje się być doskonały! Jednak co z tego wyniknie? Czy dowiemy się, co się stało z trenerem? Czytajcie następny odcinek pt. „Plan treningów”. Ale będzie się działo!


---------------------------------------------------
Hej! Hej czytelnicy!
Oto nowy, 40 rozdział! Jak to szybko leci! Jak zapewne zauważyliście, będzie odcinek specjalny, który pojawi się na Boże Narodzenie! Cieszycie się?
Jeszcze do początku… Tsunami się pojawił na blogu! Zdziwieni? ;D
Ten rozdział jest dłuższy, bo ma ok. 1265 słów! :O
Ja czekam na nowe rozdziały u was! Przekazuje wam moją wenę! :* Buziaki! :D



środa, 20 listopada 2013

39. Wielki powrót!

Po obudzeniu się Axela, chłopcy wzięli się do pracy. Nathan zaczął biegać, Mark, choć bólu ma nie mało, cięgle ćwiczy swoją rękę. Blaze’a w szpitalu odwiedzała cała drużyna. W końcu, po męczarniach mogli stanąć na boisku, oczywiście na treningu. Trener Hillman był pod wrażeniem, jak szybko wrócili do zdrowia.
- A pomyśleć, że tydzień temu mogli już więcej nie zagrać w piłkę… - powiedział
Silvia przytknęła. W głębi duszy cieszyła się, że Dark siedzi za kratkami, lecz coś jej mówiło, że to nie koniec…
- Ćwiczymy? – zapytał kapitan
- Jasne! – entuzjastycznie odpowiedziała drużyna
- Posłuchajcie mnie! – zaczął trener – Poćwiczcie techniki.
Mark ustawił się na bramce. Zatarł ręce i krzyknął:
- Jestem gotowy!
Do piłki podszedł Kevin, wykonał Smoczy cios. Evans użył Ognistej pięści i obronił. W końcu nadeszła kolej Axela i wykonanie ognistego tornada. Zrobił to bezproblemowo.
- Świetnie! – powiedziała Celia, która wróciła już dwa dni temu.
Trening przebiegł dobrze. Wkrótce zawodnicy rozchodzili się do domów. Axel szedł z Keytlin przez park.
- Naprawdę, nie strasz mnie tak więcej! – powiedziała
- No, przecież to nie ode mnie zależy. To wszystko wina Darka – odpowiedział
- Wiem… Najchętniej, to bym go rozszarpała… A tak zbaczając z tematu, z kim gracie półfinał?
- Z liceum Posejdona… Mamy jechać… tam… jak sobie przypomnę, to ci powiem.
- Mój kochany zapominalski! – Keytlin „poprawiła” fryzurę Axelowi
Rozmawiając wrócili do domów…
****
Mark siedział przy biurku w swoim pokoju. Nelly wszystko mu powiedziała. Za trzy dni, muszą przejechać pół Japonii by dotrzeć do przeciwników. Najtrudniejszym etapem drogi, będzie przejazd przez Tokio, gdzie Raimon ma najwięcej fanów. Poza tym, muszą jeszcze potrenować na piaszczystym boisku, by przystosować się do gry Posejdona.
- Mark, co robisz? – do jego pokoju weszła mama
- Myślę. Właśnie, co tu będę tak siedział, skoro mogę iść trenować!
- Hola! Tylko nie przeginaj z ćwiczeniami!
Po wysłuchaniu ostrzeżeń i gróźb typu: „Bo ci zabronię grać w piłkę!”, choć i tak jedna trzecia trafiała do serca bramkarza, a gdyby zabronili mu grać w piłkę nożną, zginąłby na miejscu. Wybiegł z domu, kierując się w swoje „centrum treningowe”. Wziął sobie ostatnie ostrzeżenie do serca, i starał się nie przeginać. Wyciągnął notatnik dziadka i przekartkował go.
- Boska ręka, Ognista pięść, Ręka majina… - wyczytał – Ognista ręka Majina!
Zaczął przygotowania. Nie miał pojęcia, jak ta obrona ma wyglądać, ale trenował. Fakt faktem, że to będzie połączenie dwóch specjalnych technik, i będą mieć podobne wykonanie. Mark tak się zamyślił, że nie spostrzegł, jak zrobiło się dookoła ciemno.
- Spóźnię się! – włożył notatnik do torby i pognał do domu.
****
Następnego dnia, lekcje mijały szybko. Evans chciał powiedzieć przyjaciołom, że wymyślił, nową technikę. Gdy nadszedł czas treningu, kapitan opowiedział wszystko co o tym wiedział.
- Pomożecie mi? – zapytał z nadzieją
- I ty się jeszcze pytasz! – odparł Kevin
Jude myślał jak może to wyglądać. Narysował na kartce ruch taki, jaki Mark wykonuje podczas Ręki majina i Ognistej pięści. Musiał to połączyć w jeden połączony ruch. Tylko… jak?
- Wy idźcie grać, ja do was dołączę – dodał
Chłopcy poszli grać. Krótka rozgrzewka i ćwiczyli rzuty karne. Evans zacięcie bronił bramki. Minęło 30 minut, i trener podzielił ich na dwie drużyny. Jude dalej myślał. Kapitanem pierwszego składu był Axel, a drugiego Mark. Grając świetnie się bawili. Gdy Kevin biegł z piłką wymieniając podania z Erickiem, na boisko wbiegł Jude. Eagle zderzył się z Sharpem.
- Nic ci nie jest? – zapytał Kevin
- Przepraszam – powiedział Erick wstając z ziemi
- To ja przepraszam – odpowiedział strateg i bobiegł w kierunku Evansa.
O czymś rozmawiali, a Mark wyglądał na uszczęśliwionego.
- Dla mnie, to ma wyglądać tak…
****
Silvia miała włączonego laptopa. Obok niej, usiadła Nelly.
- Jak sądzisz, uda się Markowi? – zagadnęła
- Yhym… - bąknęła Hills
- Jude to dobry strateg…
- Yhym…
- Dadzą radę…
- Yhym…
- … - Nelly wpadła na pomysł - Kevin złamał sobie nogę! Patrz!
- Yhym.
- Silvia! Słuchasz?!
- Yhym. Co? Coś mówiłaś? Zaczytałam się…
- Widziałam. Co tam masz?
- Ligę SF. Okazało się, że do półfinału przeszło pięć drużyn. Liceum Zeusa, Liceum Aphrodyty, Liceum Posejdona, Dzikie gimnazjum i Kirkwood.
- Czyli każdy musi zagrać z każdym. – dopowiedział trener
****
W końcu, nastał dzień meczu Raimon vs. Posejdon. Zawodnicy wsiedli do autobusu i pojechali na stadion rywali. Jechali mniej więcej godzinę. Niektórzy zawodnicy zdziwili się widząc, że to właśnie liceum ma siedzibę na wzgórzu na plaży. A boisko jest wysypane piaskiem. Trener widząc, że zawodnicy czują się nie swojo na takim „terenie”, kazał im zapoznać się z okolicą. Przebrać mieli się przed meczem. Mark przechadzał się brzegiem omijając fale.
- Mark! Mark! – usłyszał wołanie
- Nelly!
Dziewczyna do niego podbiegła, i zaczęli spacerować razem.
- No, i co z twoją nową techniką? – zapytała nagle
- Nie wiem… -westchnął Mark
Dalej rozmowa toczyła się o meczu. Idąc dotarli do małych skał. Mieli grać późnym popołudniem, więc słońce oświetlało falującą taflę wody, a promienie słoneczne dochodziły do najskrytszych zakamarków skał. Dwójka przycupnęła na kamyku.
- Jej, jak tu pięknie… - powiedziała Nelly wpatrując się w zachód słońca
- Nigdy nie widziałem czegoś piękniejszego… - odpowiedział chłopak
Zamilkli. Fala uderzyła o skały, zalewając tym samym i Nelly i Marka. Wybuchli śmiechem. Kosmyki włosów opadły Raimon na twarz.
- Poczekaj… - powiedział Evans i odgarnął włosy z jej twarzy
Spojrzeli sobie w oczy. Szum fal i romantyczne słońce… Ich twarze zaczęły się zbliżać. Usta Nelly musnęły usta Marka. W końcu złączyli się w pocałunku. Ona zarzuciła swoje ręce na jego szyję, a jego dłonie spoczęły na jej biodrach. Tą chwilę przerwała Raimon, odsuwając się od Evansa minimalnie. Mark złapał jeszcze delikatnie jej podbródek i ją pocałował. Gdy przestał, ona chwyciła jego twarz w dłonie i mocno pocałowała. W tej chwili rozległ się dzwonek telefonu. Dwójka oderwała się od siebie.
- Muszę iść… - powiedział chłopak, wstał i skierował się w stronę plaży.
Dziewczyna została. Jeszcze nie dotarło do niej, co przed chwilą zrobiła…
****
- Mark! Gdzieś ty był?! – krzyknął zły Kevin
- E… Ee… Zgubiłem się… - skłamał bramkarz
- To do ciebie podobne… - westchnął Axel
W tym momencie rozległ się głos Chestera:
- Witamy wszystkich kibiców na meczu półfinału Strefu Footballu! Zawodnicy już się przebierają, a na trybunach wrzawa! Już słyszę pierwsze gwizdki!...



Zapowiedź!

Zaczął się mecz z Liceum Posejdona. Zaskakują swoją techniką. Najgorsze jest to, że Mark jest straszliwie rozkojarzony. A Nelly nie pojawia się w pierwszej połowie… Raimon musi rozgryźć taktykę przeciwnika i… wygrać! Czytajcie następny odcinek pt. „Morski mecz!”.




--------------------------------
PRZEPRASZAM!
Naprawdę, przez te... ileś tam dni, nie miałam weny, czasu ani niczego... :(
Przepraszam... 
Ale postaram się, żeby następny pojawił się w weekend (tylko który? XD)
I...

Jakie reakcje? Co? Hmm... Sama się nie spodziewałam ;P
czekam na komy! :*

sobota, 26 października 2013

38.Mecz rehabilitacyjno-rekreacyjny

- Jest możliwość… że… że operacja się nie uda? – zapytała cicho Keyt
Przyjaciele milczeli chwilę. To wywołało u dziewczyny jeszcze większą rozpacz.
- Musi się udać. Nie ma innego wyjścia – powiedział Mark
Mijała godzina za godziną. Czas nie dłużył im się na myśleniu w milczeniu. Nim się spostrzegli, zasnęli, a obudził ich dopiero rano lekarz.
- Co z nim? Z Axelem? – zapytał Evans
Lekarz popatrzył w oczy Markowi i innych.
- Proszę, za mną – powiedział wreszcie
Doszli do bardzo ładnej sali. Dobrze oświetlonej przez całą wschodnią ścianę wyłożoną szkłem. Ściany były pomalowane na biało i wyłożone białymi płytkami od podłogi. Ta, natomiast miała odcień bardzo jasnego ekri (nie mam bladego pojęcia jak to się piszę). Po lewej stronie na środku stało samotne łóżko.
- A-Axel… - szepnęła Keytlin
Na owym „samotnym łóżku”, leżał szczupły chłopak z odcieniem jasnego blondu włosów. To był Axel Blaze. Odłączony od jakichkolwiek urządzeń czy aparatur. Zanim ktokolwiek się zorientował, lekarz ulotnił się z pomieszczenia.
- Co to ma znaczyć? – zapytał Mark
- Nie wiem, czy chce wiedzieć – odpowiedział Nathan
Zapanowała niezręczna cisza. Przerwała ją pielęgniarka, biorąc tym samym na badania Swifta i Evansa. Flora podeszła do okien. Zaparło jej dech, widok był niesamowity, czuła się pięknie, lecz jej myśli błądziły gdzieś po otchłaniach  Hadesu. Wpatrywała się dalej w jedno, nieokreślone miejsce.
- Axel… Ja… - Keyt złapała chłopaka za rękę , mając łzy w oczach– Co się dzieję?
Dziewczyna machinalnie zamknęła oczy, pozwalając łzom płynąć.
- Keytlin… - rozległ się łagodny głos
- Operacja się… - powiedział… - udała – Axel!
Oneryes mocno przytuliła chłopaka. Tak bardzo się cieszyła, że on żyje.
- Axel! Nigdy więcej mi tego nie rób! Rozumiesz? Nigdy więcej!- mówiła przez łzy
****
- Noga goi się dobrze. Jeszcze dziś, będzie mały „meczyk” – powiedziała pielęgniarka
-Aha – odpowiedział Nathan
Po tych słowach do pomieszczenia wpadła trójka zadowolonych uczniów. Przewracali wszystko, co napotkali na drodze, łącznie z fiolkami, wazonem i pielęgniarką. Radosna banda skoczyła na Swifta.
- Axel żyje! Axel żyje! Axel żyje!
Wybiegli z sali zostawiając kobietę na podłodze.
****
Po południu Mark i Nathan siedzieli w ogrodzie. To tu miał się odbyć „meczyk”. Teraz przybiegła dwójka zmęczonych chłopców, wyglądających na młodszych od naszych piłkarzy.
- Zagrajmy! – wyrwał się jeden
Niedaleko stała jedna, biała bramka. Evans miał iskry w oczach. Nie mógł się powstrzymać, by nie zacząć bronić. Na początku, mała rozgrzewka. Potem, pierwszy z młodych chłopaków, lekko kopnął piłkę, a ta potoczyła się wprost do Marka. Bramkarz bez trudu chwycił futbolówkę.
- Jeszcze raz, ale trochę mocniej! – krzyknął
Tak dalej toczył się trening bramkarski. Teraz przy piłce stanął Nathan, który nadal pomagał sobie w chodzeniu za pomocą kul. Kopał piłkę bardzo ostrożnie. Jednak wspaniałą zabawę przerwała im pielęgniarka. Zaprosiła ich do środka po czym udała się do jakiegoś pokoju. Gdy wróciła, powiedziała to Swifta:
- Musimy sprawdzić, czy będzie pan mógł utrzymać równowagę, bez pomocy. A co do Marka, twoja ręka musi przebyć szereg długich ćwiczeń, zanim będzie sprawna, i znów będziesz bronić bramki. Ale nie mówię, że będzie łatwo. Twoja ręka będzie musiała przetrwać solidne cierpienia…

Zapowiedź!
Axel żyje! Radocha na maxa! Jednak co będzie z dalszymi ćwiczeniami Marka i Nathana? Zbliża się kolejny mecz. Raimon wraca do pełni formy! Będzie się działo! Czytajcie następny rozdział pt. „Wielki powrót!”



--------------------------------------------------
Ehej!
Tytuł wogóle nie pasuje...
Przepraszam, że tak długo was trzymałam w napięciu. Bardzo przepraszam.
Lecz doszłam do trzech wniosków:
1.     Siedząc nad lekcjami, przypomniałam sobie mój blog. I… Cała ta historia Inazumy Eleven na moim blogu jest bez sensu. Wszystkie rozdziały… Głupie i bez najmniejszego sensu…
2.     Myślałam czasami w nocy o tym blogu i o tym wszystkim. Doszłam do wniosku, że nie umiem pisać. Wszystkie te historie nie trzymają się kupy…
3.     Nie wiem, czy nie skończyć z pisaniem… zamknąć tego i wszystkie inne blogi…
Jeszcze jedno…
Dziękuję mojej kochanej ,,koleżance”  ze szkoły (M), że potrafi mnie tak rozdrażnić, że bym ją zabiła. Miej się na baczności!
I….
Będę walczyć do samego końca! Nie poddam się bez walki! Nie mam pojęcia, czy to czytasz, ale, nie wygrasz ze mną! NIGDY! Nikt ze mną nigdy nie wygrywa…!


To przez te dwie osoby tak ciężko mi się pisało…