Nastał dzień
meczu. Cała drużyna oraz badacze jechali szkolnym autobusem, wraz z Markiem.
Axel od początku drogi, był wpatrzony w szybę i jakiś taki zamyślony. Jude
usiadł koło niego, coś podejrzewając.
- O czym
myślisz? - Jude spytał nie zwlekając
- Ja? ... A,
nie, nic...- Axel nie odrywał wzroku od szyby
- Taaa...
Przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Mam złe
przeczucia co do tego meczu... - Axel spojrzał na przyjaciela
- Aha...
Czyli, że...
- Tak.
- Ok... Nie,
no... będzie dobrze! Wygramy! - Jude pocieszył Axela
Bus w końcu
skręcił w wielką, niebiesko-fioletowo-biało-amarantową bramę. Wysiedli. Przed
oczyma, ukazał się ogrooomny, zielono-żółto-biały budynek. Powitały ich dwie
dziewczyny, blondynka i "ruda".
- Cześć!
Witamy w szkole Colourus! - powiedziała blondynka - Nazywam się Mira, a to moja
siostra - Nefrita. Jesteśmy menedżerkami drużyny z naszego liceum!
- Hej!
Jesteśmy menedżerkami z Raimona. Jestem Silvia, to Celia, a to - Ne..
- Gdzie jest
Nelly?- spytała Celia
- Yyy... Już
od dawna nie przychodziła na treningi... - zauważył Steve
- Ach... To
będziemy we dwie! - szeroko uśmiechnęła się Celia
-
...Zapraszamy na stadion! - Nefrita pokazała ręką w stronę żółtych
drzwi.
Mira zaprowadziła
piłkarzy do szatni a dziewczyny na boisko. Na trybunach siedziało wiele kibiców
krzyczących słowa zagrzewające do walki. W szatni Raimona atmosfera była
napięta.
- Dan!
Wchodzisz pierwszy na bramkę – zadecydował trener
- Dobrze… -
chłopak był wyraźnie zestresowany
- Będzie
dobrze! – podszedł do niego Mark – Spokojnie!
- Ok!
Spokojnie… spokojnie… spokojnie… Ojej…
- Nathan, ty
też jesteś zestresowany? – spytał Mark
- Wiesz…
troszeczkę. – odpowiedział Nathan
W tej chwili
rozległ się głos komentatora:
- W szatniach
drużyn pewnie emocje sięgają sufitu! Mecz rozpocznie się za pięć minut!
Przypomnę dla niewtajemniczonych! Raimon vs. Colourus! Kibice już mają swoich faworytów!
W szatni
Raimona:
- Słuchajcie
chłopcy! Na początek, wyczujcie przeciwnika. Gdy sytuacja będzie krytyczna w
golach, trzymajcie ich jak najdalej od bramki, niezależnie, kto będzie stać na
bramce! I tak: Dan gra w pierwszej
połowie, a Mark w drugiej. Grajcie spokojnie, ale pokażcie też, co umiecie! –
trener doradził jak tylko mógł- Gotowi? Pokażcie na co was stać!
- Gotowi!-
krzyknęła drużyna i zaczęła wychodzić.
- Chłopcze! –
trener zatrzymał Marka – W drugiej połowie, uważaj! Pamiętaj!
- Dobrze
trenerze! – odpowiedział chłopak i wybiegł na korytarz
Drużyny
ustawiły się do wyjścia na murawę, były prowadzone przez trzech trenerów.
- Proszę
państwa! Drużyny wychodzą na boisko! Udają się w kierunku rezerwy na ostatnią
naradę przed meczem! – komentator śledził każdy ruch piłkarzy
- Panowie! Wygramy!
– Mark nakręcał drużynę
Wszyscy
zaczęli się rozciągać. Musieli się wyciszyć.
- Nathan! Wyglądasz tak nie swojo… Co jest?
–spytał Axel
- No… Jest.
Znam zawodnika z numerem dziewiętnaście na koszulce…
-
Dziewiętnaście… To ten z czarnymi włosami. Kto to? – spytał napastnik
- To mój
kuzyn, i były przyjaciel- Beck –
Nathan westchnął
- Pokłóceni?
Co? A o co poszło?
- No… Niby o
taką pierdołę, ale jednak coś poważnego…
- Aha… Ale
nie oddasz meczu? Co?- spytał poważnie Axel
- Nie! No co
ty! Teraz mam szansę, by pokazać mu, gdzie raki zimują!
- Dobra!
Wygrajmy ten mecz! – pobiegli na rozgrzewkę
- Skład obu
drużyn jest wam dobrze znany! Nie muszę przypominać! – komentator nie szczędził
głosu
Sędzia główny
zawołał obydwóch kapitanów drużyn. Decyzja, kto pierwszy rozpocznie mecz?
Moneta tylko frunęła w powietrzu.
- I mecz rozpocznie drużyna… Colourus! – ogłosił
Chester – Ale, co to? Mark Evans, który
zawsze bronił bramki dziś siedzi na rezerwie! Czy to może mieć wpływ na wynik
końcowy meczu?
Drużyna w jasno- zielonych koszulkach i żółtych spodenkach
długo nie zwlekała z rozpoczęciem. Szybko przeszła do ataku. Piłkę przejął
numer dziewiętnaście. Był już na połowię przeciwnika.
- Nathan! –
głos Marka obudził przyjaciela z zamyślenia
Obrońca
podbiegł do Becka próbując odebrać piłkę. Walka była zacięta i długa, aż Beck
kopnął Nathana w prawe kolano. To które „uszkodził” na treningu. Chłopak upadł. Beck biegł przed siebie, nie zwracając uwagi
na Nathana. Mimo bólu jaki przeszył nogę obrońcy wstał i zaczął biec za
kuzynem. Flora bacznie przyglądała się sytuacji na boisku:
- Celia…
Wiesz, myślę że…
- Nathan jest
zbyt zacięty i zależy mu na zwycięstwie. Nie ściągniesz go z boiska nawet,
gdyby miał skręconą kostkę. – przerwał Florze kapitan zespołu
- Łał… -
patrzyła na Marka Keytlin
Becka
dzieliło ok. dziesięciu metrów od bramki, gdy Nathan dogonił go. Tym razem,
próba odebrania piłki powiodła się.
Obrońca nie miał komu podać, więc
sam kierował się w stronę bramki. Co kilka kroków pojawiał się ból, z jakim
trudno było walczyć. Nathan podał piłkę Kevinowi. On zrównał się z biegnącym
Axelem i szykowali się do wykonania „Smoczego tornada”. Bramkarz Colourus złapał piłkę w ostatniej
chwili. Podał do numeru trzeciego, on zaś do siódmego (Kinga) czyli napastnika. Siedem próbował wyprowadzić piękną akcję.
Szybko znalazł się za swoją połową. Podał do stojącego bliżej „Łysego” (tak nazywała go drużyna). Łysy kopnął piłkę
tak, że mógł wykonać trzy dobitki. Strzały były coraz to mocniejsze, a Dan nie
był odpowiednio przygotowany na za mocne strzały, więc już klęczał przed
bramką. Za czwartym razem, King wybiegł
zza Łysego. Nathan zrozumiał. Zasadzka! Nie zważał na bolącą nogę, zaczął biec
w stronę bramki najszybciej jak potrafił. By zdążyć zatrzymać strzał, bo
Daniel, szybko się nie podniesie. King był już w powietrzu z piłką:
- Barwy śmierci!
– kopnięta piłka stała się czarna. Leciała do bramki a Dan, nie wstawał…
Nathan w
ostatniej chwili, wyskoczył, i starał się zatrzymać piłkę nogą. Ponieważ innego
wyjścia nie było musiał to zrobić prawą. Walczył to z bólem, to z piłką.
Jeszcze na domiar złego, Łysy dobiegł i musiał
zwiększyć moc strzału kopnięciem. Obrońca tylko miał nadzieję, że za chwilę będzie po wszystkim,
że futbolówka przestanie nacierać z tak wielką mocą, że uda mu się poskromić
ból… Mylił się…
Nagle,
wybuch… W szarych kłębach dymu, wyłonił się podrapany Łysy, piłki nie było
widać. Zawodnicy Raimona patrzyli tylko na dym z nadzieją, że Nathanowi się
udało, gola nie ma… Kurz opadł, Nathan leżał na twarzy pod bramką.
- Jest gol?
Nie! Nie! Nie, proszę państwa! Piłka jest pod słupkiem! Centralnie! Ale
zawodnikom Raimona się upiekło! –
Chester aż wstał z krzesła
Kibice
Raimona zaczęli klaskać. Na ławce rezerwowych akcja była podobna, na boisku też.
- Jaaaa…. –
Foghendy i Keytlin otworzyły usta
- WOW…- bez
głosu powiedziała Flora
O dziwo,
Nathan, podniósł się! Wyprostował się i podszedł do Dana, podając mu rękę, by
pomóc mu wstać.
- Nathan! Jak
ty to zrobiłeś?! Przecież… to było…
- Ja jestem
do tego przyzwyczajony. – odpowiedział spokojnie
- Trenerze?
Nathan nie wytrzyma całego meczu! – powiedziała Celia
- Nie. Nie
zmienimy Nathana. Poradzi sobie!- powiedział trener
Celia tylko
spojrzała na Silvie i na Florę. Reszta pierwszej połowy, była spokojna. Nie
było specjalnych strzałów, tylko zwyczajne, proste podania i strzały. Piętnasto
minutowa przerwa.
- Za
piętnaście minut rozpoczniemy drugą połowę. Wynik to 0:0. Kto wygra dzisiejsze
spotkanie? Zobaczymy! – komentator poszedł na przerwę
- Na rezerwie
u Raimona:
- Nathan! To
było szalone! Czemu to zrobiłeś? – spytała Keytlin siedzącego na ławce, ledwo zipiącego chłopaka
- Wszystko,
dla drużyny… - wydusił
- Ale nic ci
się nie stało? – spytała Flora
- …- Nathan
spojrzał na kolano - …Nie…
Flora mimo
wszystko wzięła lód i przyłożyła go to kolana obrońcy.
- Widzę, że
cię boli… - spojrzała na niego dużymi, wesołymi, brązowymi oczami
- Mark!
Wchodzisz!- krzyknął trener
- Tak jest!
Mark podszedł
do Nathana. Usiadł koło niego.
- Teraz
będziesz w stanie wykonać „Huragan”? – spytał
- Ch-chyba
takk…
- Odpocznij
trochę! Napij się! Przygotuj!
- Dobrze… Uda
się! – miał zamiar wstać, lecz kolano na to nie pozwalało
- Założymy
opatrunek! – Silvia już trzymała apteczkę
- Uwaga!
Zaczynamy drugą połowę spotkania!
Zawodnicy już zajmują swoje pozycje! O! Widzę zmianę składu u Raimona!
Dana March zastąpi fenomenalny Mark Evans!
- oznajmił Chester
Gwizdek
sędziego. Raimon od razu przeszedł do ataku. Jude wyczuwał , że coś będzie źle.
Miał rację. Łysy sfaulował Kevina, później Ericka, Jacka,
Axela i Todda. Liceum Colourus w drugiej połowie zaczęło grać strasznie
brutalnie. King popchnął Axela. Sędzia dał siódemce żółtą kartkę. Uspokoili się
trochę. Beck znów przeszedł do ataku. Nathan wślizgiem zabrał mu piłkę i biegł
do bramki Colourus. Był już w polu karnym, gdy Beck, podciął mu nogi. Skończyło
się karnym. Swift przygotował się do strzału.
- Szanowni
kibice! Numer dwa przygotowuje się do karnego! Czy będzie gol? Uwaga! Zaczyna!
Kopie, piłka leciiiiiiii! – komentator Chester aż wstał z krzesła
Piłka leciała
prosto, prościutko w okienko. Gdyby Nathan kopnął piłkę o dwa centymetry w
lewo, bramkarz Colourus – Barney, nawet nie zauważyłby jak piłka wpadła do
siatki. Niestety milimetrowo odbiła się od poprzeczki i słupka.
- Oooo!
Niestey! Raimon nie zdobywa gola… - Chester usiadł
- Kurde… -
jęknął Nathan
Wszyscy
wrócili na swoje miejsca na boisku. Mark
podszedł do Swift’a.
- Nathan… Nie
chcę naciskać, ale…
- Trzeba
wykonać huragan…
- Tak. Dasz
radę? Musisz dać radę!
- Ok… Musi mi
się udać! – obrońca podniósł wzrok na bramkę przeciwników
Mark wrócił
na bramkę. Beck znów atakował bramkę. Tym razem, bramkarz musiał sobie sam
poradzić.
- Mrok
szczęścia! – Beck wykopał piłkę, i zrobiło się kolorowo.
- Boska ręka!
– Mark starał się zatrzymać strzał. Ledwo dawał radę. Piłka zatrzymała się w
samą porę, bo Mark, poczuł potężny ból w
nadgarstku. Lecz nie dał tego bólu po sobie poznać.
- Jest
dobrze!- krzyknął do chłopaków Evans
Zostało
piętnaście minut do końca meczu. Wynik był dalej 0:0. Gra była ponownie
wznowiona. Nathan podjął decyzję, że teraz wykona „Huragan”. Teraz albo nigdy!
Zrobi to w imię drużyny.
- Nathan
wykona huragan!?!? – krzyknęła Keytli- da radę???
- Nie jestem
pewna… Widać, że kolano go boli nie na żarty! Mogą wystąpić komplikacje… -
powiedziała Silvia
- Nathan da
radę! Tak. Widać, boli go noga, ale ta iskra w oku… determinacja… Jemu się uda!
– krzyknęła Flora
Nathan
wyskoczył. Axel podał mu piłkę. Wykonał tak, jak sam uważał, że będzie dobrze.
Podczas wykonywania strzału, niebo pociemniało. Zerwał się silny wiatr. Swift
kopnął piłkę. Teraz, to było prawdziwe tornado na boisku. Barney próbował
zatrzymać piłkę. Wybuch. W kłębach dymu wyłonił się Nathan ze przygiętą nogą.
Kurz opadł.
- Drodzy
państwo! To jest ta chwila! Raimon, po 85 minutach meczu, zdobywa pierwszego
gola! – komentator nie szczędził gardła
Nathan
podniósł się. Podbiegli do niego przyjaciele. Gratulowali chłopakowi.
- Nath! Udało się! Opanowałeś huragan! – Mark
podał mu rękę
- Tak!
Nareszcie! – podniósł w górę zaciśniętą pięść, na znak zadowolenia.
Wtem rozległ
się dźwięk gwizdka sędziego. Koniec meczu!
- To już
koniec tego niesamowitego spotkania! Wynik to 1:0! Raimon wygrywa! – Chester wydawał się być
szczęśliwy, bez granic!
Liceum
Raimona dostało owację na stojąco od kibiców. Nathan nie mógł stać na prawej
nodze. Celia unieruchomiła nogę chłopaka. Colourus bez słowa, zniknęli z
boiska.
- Pora
wracać! Jest już późno! – trener też był zadowolony
W autobusie
piłkarzom nawet nie chciało się rozmawiać, tacy byli zmęczeni.
- Łał!
Nathan… To było wspaniałe! – usiadła obok chłopaka Flora
- Wszystko
dla drużyny…- odpowiedział z uśmiechem
Zapowiedź!
Udało się!
Udało! Wygraliśmy ten mecz! Tylko zostało pytanie: Gdzie jest Nelly? Nie
przychodziła na treningi, na meczu też jej nie było… Ale, czeka nas nowa
niespodzianka. Następny odcinek pt. „Strefa Footbalu” już wkrótce!
Wow!
Siedziałam po dwie godziny dziennie przez cztery dni, i oto on! Pachnący
nowością, jeszcze cieplutki, czwarty rozdział! Ta ta ta dam! Sześć i pół strony
w Wordzie! Da da dam!
Myślę, że
będzie dobrze… Komentujcie!
PS.
Jest trochę
dłuższy niż przewidywałam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz