piątek, 3 maja 2013

4. Mecz


Nastał dzień meczu. Cała drużyna oraz badacze jechali szkolnym autobusem, wraz z Markiem. Axel od początku drogi, był wpatrzony w szybę i jakiś taki zamyślony. Jude usiadł koło niego, coś podejrzewając. 
- O czym myślisz? - Jude spytał nie zwlekając
- Ja? ... A, nie, nic...- Axel nie odrywał wzroku od szyby
- Taaa... Przecież widzę, że coś jest nie tak. 
- Mam złe przeczucia co do tego meczu... - Axel spojrzał na przyjaciela
- Aha... Czyli, że...
- Tak. 
- Ok... Nie, no... będzie dobrze! Wygramy! -  Jude  pocieszył Axela
Bus w końcu skręcił w wielką, niebiesko-fioletowo-biało-amarantową bramę. Wysiedli. Przed oczyma, ukazał się ogrooomny, zielono-żółto-biały budynek. Powitały ich dwie dziewczyny, blondynka i "ruda".
- Cześć! Witamy w szkole Colourus! - powiedziała blondynka - Nazywam się Mira, a to moja siostra - Nefrita. Jesteśmy menedżerkami drużyny z naszego liceum!
- Hej! Jesteśmy menedżerkami z Raimona. Jestem Silvia, to Celia, a to - Ne.. 
- Gdzie jest Nelly?- spytała Celia
- Yyy... Już od dawna nie przychodziła na treningi... - zauważył Steve
- Ach... To będziemy we dwie! - szeroko uśmiechnęła się Celia
- ...Zapraszamy na stadion! - Nefrita pokazała ręką w stronę żółtych drzwi. 
Mira zaprowadziła piłkarzy do szatni a dziewczyny na boisko. Na trybunach siedziało wiele kibiców krzyczących słowa zagrzewające do walki. W szatni Raimona atmosfera była napięta.
- Dan! Wchodzisz pierwszy na bramkę – zadecydował trener
- Dobrze… - chłopak był wyraźnie zestresowany
- Będzie dobrze! – podszedł do niego Mark – Spokojnie!
- Ok! Spokojnie… spokojnie… spokojnie… Ojej…
- Nathan, ty też jesteś zestresowany? – spytał Mark
- Wiesz… troszeczkę. – odpowiedział  Nathan
W tej chwili rozległ się głos komentatora:
- W szatniach drużyn pewnie emocje sięgają sufitu! Mecz rozpocznie się za pięć minut! Przypomnę dla niewtajemniczonych! Raimon vs. Colourus! Kibice już  mają swoich faworytów!
W szatni Raimona:
- Słuchajcie chłopcy! Na początek, wyczujcie przeciwnika. Gdy sytuacja będzie krytyczna w golach, trzymajcie ich jak najdalej od bramki, niezależnie, kto będzie stać na bramce!  I tak: Dan gra w pierwszej połowie, a Mark w drugiej. Grajcie spokojnie, ale pokażcie też, co umiecie! – trener doradził jak tylko mógł- Gotowi? Pokażcie na co was stać!
- Gotowi!- krzyknęła drużyna i zaczęła wychodzić.
- Chłopcze! – trener zatrzymał Marka – W drugiej połowie, uważaj!  Pamiętaj!
- Dobrze trenerze! – odpowiedział chłopak i wybiegł na korytarz
Drużyny ustawiły się do wyjścia na murawę, były prowadzone przez trzech trenerów.
- Proszę państwa! Drużyny wychodzą na boisko! Udają się w kierunku rezerwy na ostatnią naradę przed meczem! – komentator śledził każdy ruch piłkarzy
- Panowie! Wygramy! – Mark nakręcał drużynę
Wszyscy zaczęli się rozciągać. Musieli się wyciszyć.
 - Nathan! Wyglądasz tak nie swojo… Co jest? –spytał Axel
- No… Jest. Znam zawodnika z numerem dziewiętnaście na koszulce…
- Dziewiętnaście… To ten z czarnymi włosami. Kto to? – spytał napastnik
- To mój kuzyn,  i były przyjaciel- Beck – Nathan  westchnął
- Pokłóceni? Co? A o co poszło?
- No… Niby o taką pierdołę, ale jednak coś poważnego…
- Aha… Ale nie oddasz meczu? Co?- spytał poważnie Axel
- Nie! No co ty! Teraz mam szansę, by pokazać mu, gdzie raki zimują!
- Dobra! Wygrajmy ten mecz! – pobiegli na rozgrzewkę
- Skład obu drużyn jest wam dobrze znany! Nie muszę przypominać! – komentator nie szczędził głosu
Sędzia główny zawołał obydwóch kapitanów drużyn. Decyzja, kto pierwszy rozpocznie mecz? Moneta tylko frunęła w powietrzu.
-  I mecz rozpocznie drużyna… Colourus! – ogłosił Chester – Ale, co to?  Mark Evans, który zawsze bronił bramki dziś siedzi na rezerwie! Czy to może mieć wpływ na wynik końcowy meczu?
Drużyna w  jasno- zielonych koszulkach i żółtych spodenkach długo nie zwlekała z rozpoczęciem. Szybko przeszła do ataku. Piłkę przejął numer dziewiętnaście. Był już na połowię przeciwnika.
- Nathan! – głos Marka obudził przyjaciela z zamyślenia
Obrońca podbiegł do Becka próbując odebrać piłkę. Walka była zacięta i długa, aż Beck kopnął Nathana w prawe kolano. To które „uszkodził”  na treningu. Chłopak upadł.  Beck biegł przed siebie, nie zwracając uwagi na Nathana. Mimo bólu jaki przeszył nogę obrońcy wstał i zaczął biec za kuzynem. Flora bacznie przyglądała się sytuacji na boisku:
- Celia… Wiesz, myślę że…
- Nathan jest zbyt zacięty i zależy mu na zwycięstwie. Nie ściągniesz go z boiska nawet, gdyby miał skręconą kostkę. – przerwał Florze kapitan zespołu
- Łał… - patrzyła na Marka Keytlin
Becka dzieliło ok. dziesięciu metrów od bramki, gdy Nathan dogonił go. Tym razem, próba odebrania piłki powiodła się.  Obrońca nie miał  komu podać, więc sam kierował się w stronę bramki. Co kilka kroków pojawiał się ból, z jakim trudno było walczyć. Nathan podał piłkę Kevinowi. On zrównał się z biegnącym Axelem i szykowali się do wykonania „Smoczego tornada”.  Bramkarz Colourus złapał piłkę w ostatniej chwili. Podał do numeru trzeciego, on zaś do siódmego (Kinga)  czyli napastnika.  Siedem próbował wyprowadzić piękną akcję. Szybko znalazł się za swoją połową. Podał do stojącego bliżej „Łysego”  (tak nazywała go drużyna). Łysy kopnął piłkę tak, że mógł wykonać trzy dobitki. Strzały były coraz to mocniejsze, a Dan nie był odpowiednio przygotowany na za mocne strzały, więc już klęczał przed bramką. Za czwartym razem,  King wybiegł zza Łysego. Nathan zrozumiał. Zasadzka! Nie zważał na bolącą nogę, zaczął biec w stronę bramki najszybciej jak potrafił. By zdążyć zatrzymać strzał, bo Daniel, szybko się nie podniesie. King był już w powietrzu z piłką:
- Barwy śmierci! – kopnięta piłka stała się czarna. Leciała do bramki a Dan, nie wstawał…
Nathan w ostatniej chwili, wyskoczył, i starał się zatrzymać piłkę nogą. Ponieważ innego wyjścia nie było musiał to zrobić prawą. Walczył to z bólem, to z piłką. Jeszcze na domiar złego, Łysy dobiegł  i  musiał  zwiększyć moc strzału kopnięciem. Obrońca tylko miał  nadzieję, że za chwilę będzie po wszystkim, że futbolówka przestanie nacierać z tak wielką mocą, że uda mu się poskromić ból… Mylił się…
Nagle, wybuch… W szarych kłębach dymu, wyłonił się podrapany Łysy, piłki nie było widać. Zawodnicy Raimona patrzyli tylko na dym z nadzieją, że Nathanowi się udało, gola nie ma… Kurz opadł, Nathan leżał na twarzy pod bramką.
- Jest gol? Nie! Nie! Nie, proszę państwa! Piłka jest pod słupkiem! Centralnie! Ale zawodnikom Raimona się  upiekło! – Chester aż wstał z krzesła
Kibice Raimona zaczęli klaskać. Na ławce rezerwowych akcja była podobna, na boisku też.
- Jaaaa…. – Foghendy i Keytlin otworzyły usta
- WOW…- bez głosu powiedziała Flora
O dziwo, Nathan, podniósł się! Wyprostował się i podszedł do Dana, podając mu rękę, by pomóc mu wstać.
- Nathan! Jak ty to zrobiłeś?! Przecież… to było…
- Ja jestem do tego przyzwyczajony. – odpowiedział spokojnie
- Trenerze? Nathan nie wytrzyma całego meczu! – powiedziała Celia
- Nie. Nie zmienimy Nathana. Poradzi sobie!- powiedział trener
Celia tylko spojrzała na Silvie i na Florę. Reszta pierwszej połowy, była spokojna. Nie było specjalnych strzałów, tylko zwyczajne, proste podania i strzały. Piętnasto minutowa przerwa.
- Za piętnaście minut rozpoczniemy drugą połowę. Wynik to 0:0. Kto wygra dzisiejsze spotkanie? Zobaczymy! – komentator poszedł na przerwę
- Na rezerwie u Raimona:
- Nathan! To było szalone! Czemu to zrobiłeś? – spytała Keytlin  siedzącego na ławce, ledwo zipiącego chłopaka
- Wszystko, dla drużyny… - wydusił
- Ale nic ci się nie stało? – spytała Flora
- …- Nathan spojrzał na kolano - …Nie…
Flora mimo wszystko wzięła lód i przyłożyła go to kolana obrońcy.
- Widzę, że cię boli… - spojrzała na niego dużymi, wesołymi, brązowymi oczami
- Mark! Wchodzisz!- krzyknął trener
- Tak jest!
Mark podszedł do Nathana. Usiadł koło niego.
- Teraz będziesz w stanie wykonać „Huragan”? – spytał
- Ch-chyba takk…
- Odpocznij trochę! Napij się! Przygotuj!
- Dobrze… Uda się! – miał zamiar wstać, lecz kolano na to nie pozwalało
- Założymy opatrunek! – Silvia już trzymała apteczkę
- Uwaga! Zaczynamy drugą połowę spotkania!  Zawodnicy już zajmują swoje pozycje! O! Widzę zmianę składu u Raimona! Dana March zastąpi fenomenalny Mark Evans!  - oznajmił Chester
Gwizdek sędziego. Raimon od razu przeszedł do ataku. Jude wyczuwał , że coś będzie źle. Miał rację.  Łysy  sfaulował Kevina, później Ericka, Jacka, Axela i Todda. Liceum Colourus w drugiej połowie zaczęło grać strasznie brutalnie. King popchnął Axela. Sędzia dał siódemce żółtą kartkę. Uspokoili się trochę. Beck znów przeszedł do ataku. Nathan wślizgiem zabrał mu piłkę i biegł do bramki Colourus. Był już w polu karnym, gdy Beck, podciął mu nogi. Skończyło się karnym. Swift przygotował się do strzału.
- Szanowni kibice! Numer dwa przygotowuje się do karnego! Czy będzie gol? Uwaga! Zaczyna! Kopie, piłka leciiiiiiii! – komentator Chester aż wstał z krzesła
Piłka leciała prosto, prościutko w okienko. Gdyby Nathan kopnął piłkę o dwa centymetry w lewo, bramkarz Colourus – Barney, nawet nie zauważyłby jak piłka wpadła do siatki. Niestety milimetrowo odbiła się od poprzeczki i słupka.
- Oooo! Niestey! Raimon nie zdobywa gola… - Chester usiadł
- Kurde… - jęknął Nathan
Wszyscy wrócili na swoje miejsca  na boisku. Mark podszedł do Swift’a.
- Nathan… Nie chcę naciskać, ale…
- Trzeba wykonać huragan…
- Tak. Dasz radę? Musisz dać radę!
- Ok… Musi mi się udać! – obrońca podniósł wzrok na bramkę przeciwników
Mark wrócił na bramkę. Beck znów atakował bramkę. Tym razem, bramkarz musiał sobie sam poradzić.
- Mrok szczęścia! – Beck wykopał piłkę, i zrobiło się kolorowo.
- Boska ręka! – Mark starał się zatrzymać strzał. Ledwo dawał radę. Piłka zatrzymała się w samą porę,  bo Mark, poczuł potężny ból w nadgarstku. Lecz nie dał tego bólu po sobie poznać.
- Jest dobrze!- krzyknął do chłopaków Evans
Zostało piętnaście minut do końca meczu. Wynik był dalej 0:0. Gra była ponownie wznowiona. Nathan podjął decyzję, że teraz wykona „Huragan”. Teraz albo nigdy! Zrobi to w imię drużyny.
- Nathan wykona huragan!?!? – krzyknęła Keytli- da radę???
- Nie jestem pewna… Widać, że kolano go boli nie na żarty! Mogą wystąpić komplikacje… - powiedziała Silvia
- Nathan da radę! Tak. Widać, boli go noga, ale ta iskra w oku… determinacja… Jemu się uda! – krzyknęła Flora
Nathan wyskoczył. Axel podał mu piłkę. Wykonał tak, jak sam uważał, że będzie dobrze. Podczas wykonywania strzału, niebo pociemniało. Zerwał się silny wiatr. Swift kopnął piłkę. Teraz, to było prawdziwe tornado na boisku. Barney próbował zatrzymać piłkę. Wybuch. W kłębach dymu wyłonił się Nathan ze przygiętą nogą. Kurz opadł.
- Drodzy państwo! To jest ta chwila! Raimon, po 85 minutach meczu, zdobywa pierwszego gola! – komentator nie szczędził gardła
Nathan podniósł się. Podbiegli do niego przyjaciele. Gratulowali chłopakowi.
 - Nath! Udało się! Opanowałeś huragan! – Mark podał mu rękę
- Tak! Nareszcie! – podniósł w górę zaciśniętą pięść, na znak zadowolenia.
Wtem rozległ się dźwięk gwizdka sędziego. Koniec meczu!
- To już koniec tego niesamowitego spotkania! Wynik to 1:0! Raimon  wygrywa! – Chester wydawał się być szczęśliwy, bez granic!
Liceum Raimona dostało owację na stojąco od kibiców. Nathan nie mógł stać na prawej nodze. Celia unieruchomiła nogę chłopaka. Colourus bez słowa, zniknęli z boiska.
- Pora wracać! Jest już późno! – trener też był zadowolony
W autobusie piłkarzom nawet nie chciało się rozmawiać, tacy byli zmęczeni.
- Łał! Nathan… To było wspaniałe! – usiadła obok chłopaka Flora
- Wszystko dla drużyny…- odpowiedział z uśmiechem



Zapowiedź!
Udało się! Udało! Wygraliśmy ten mecz! Tylko zostało pytanie: Gdzie jest Nelly? Nie przychodziła na treningi, na meczu też jej nie było… Ale, czeka nas nowa niespodzianka. Następny odcinek pt. „Strefa Footbalu” już wkrótce!



Wow! Siedziałam po dwie godziny dziennie przez cztery dni, i oto on! Pachnący nowością, jeszcze cieplutki, czwarty rozdział! Ta ta ta dam! Sześć i pół strony w Wordzie! Da da dam!
Myślę, że będzie dobrze… Komentujcie!
PS.
Jest trochę dłuższy niż przewidywałam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz